U nas kolejne dni i tygodnie balangi.
Zwykle przy barze (mlecznym) drinki sączą wiotkie blondynki, kiedy wpada energiczna grupa czarnuszek i roztrąca je na prawo i lewo, szukając najlepszych miejsc do picia. Na końcu pojawia się wielki facet i głębokim nurem pod ciała lekko już opitych dziewczyn wybiera stanowisko, gdzie napojów najwięcej i najlepiej smakują…
Potem wszyscy z pełnymi brzuchami zapadają w głęboki, mleczny sen, a bar wychodzi rozprostować kości.
Przy barze zrobiło się więcej miejsca i do picia jest więcej. Balanga trwa nadal, tylko nóżki stają się coraz sprawniejsze, więc każdorazowy kontakt z barem zaczyna się od wyścigów, kto pierwszy na lepszym stołku. Spóźnialscy ćwiczą technikę zajmowania zajętych miejsc (jak nie górą to dołem). I znowu wielkie picie i opite brzuszki zapadają w sen. Od kilku dni jednak w połowie drzemki na chwiejnych nogach udają się „za potrzebą” na bok. Bo to już ostatnie wiosenno-wymoczkowe dni. Maluchy zbierają siły na wielką transformację w wiosenne wiercipięty. Otwierają się oczy i kanały słuchowe, łapki ćwiczą poruszanie się, a paszcze coraz większą gamę dźwięków. Ciemnieją noski blondynek i rosną prawdziwe hovawarcie uszy.
Czasami przy barze robiło się bardzo smutno – w 4. dobie życia odeszła blondyneczka (nie trawiła i nie przyswajała pokarmu), a w 11. czarnuszka podpalana (przyczyna została przez naszą weterynarz określona jako uraz mechaniczny nieznanego pochodzenia). Te plany, nadzieje, marzenia skończyły się za szybko. Szkoda…
Wiiiiosno, gdzie jesteś??? Wiosenne maluchy już marzą o zabawach na dworze!!!!